Archive for the ‘Uncategorized’ Category

I znów jak wczoraj będzie lało,
a sercu zda się: już tak zawsze…
listopad, tragik oszalały,
umiera w chmur amfiteatrze.

Skandując własny zgon na wietrze,
na miasto runął niewidomy
i tarza się w swym heksametrze
poprzez świadomość, poprzez domy.

Przez takie dni to sztuka przebrnąć:
gdzie tylko spojrzeć – czarna rozpacz,
a przy tym – byłoż mi potrzebne
tej nocy męczyć się, nie dospać?

Potrzebne było w noc się włóczyć,
wśród pocałunków w deszczu moknąć?
A z tego – zapalenie uczuć
i melancholii pełne okno.

Zdawało się i jeszcze zda się,
a w gruncie rzeczy – zda się na nic…
Zmądrzało serce poniewczasie,
a wtedy – buch! w irracjonalizm.

listopad, tragik oszalały,
już skonał w chmur amfiteatrze.
Nie pytam serca, czy bolało,
bo ono swoje: „Już tak zawsze…”

Wrócę do Polski, i znów będą wrześnie,
będą spadały z drzew grusze i śliwy,
w niebo popatrzę i będzie boleśnie:
pod słońcem września nie będę szczęśliwy.

To słońce stało ponad horyzontem,
błogosławiące wrogim samolotom,
to słońce biło nas żelaznym frontem,
dział hukiem, czołgów złowrogim łoskotem.

A czołgi w bagnach wyschniętych nie grzęzły,
szły armie, szybsze niźli polski piechur,
bomby waliły w kolejowe węzły,
płonęły miasta, rzucane w pośpiechu,
szli Niemcy…
Któż to niegdyś wstrzymał słońce?
Czemu nie zgasło nad warszawską bitwą?
Ono świeciło – okrutne, palące –
w oczy żołnierza, który trwał i wytrwał.

Słońce wspaniałe!… Słońce nad Warszawą,
nad Westerplatte, nad Helem, nad Kutnem,
wschodzące krwawo, zachodzące krwawo,
nie nasycone widokiem okrutnym!

I już go odtąd nie ujrzę inaczej
niż w krwi oparach, brzemienne przekleństwem,
w dymach ze stosu męstwa i rozpaczy,
rozpaczą krwawe i promienne męstwem.

O słońce! Słońce Września! Miną lata,
zdeptany będzie przez Prawo łeb węża,
może we wrogu odnajdziemy brata,
może sercami będziemy zwyciężać,

może tak będzie… Ale słońce Września,
dni naszej chwały i krwi, i cierpienia,
przeklęte będzie w legendach i pieśniach,
aż nowe wzrosną po nas pokolenia.

Słowik

Posted: 7 grudnia, 2010 in Uncategorized
Tagi: , , , ,

W pieśni słowika
jaką muzyka…
I nie śpię. Sobie na złość.
Jak to wysłowić,
co mówi słowik,
i jak to w ogóle nazwać?

Ja bym słowika
nazwał strumyczkiem,
który ku sercu płynie,
a śmierć po sercu
pocina smyczkiem:
niech się zatraci,
niech zginie!

I słowik zginie,
i umrze serce.
Dobrze. Nich się zatraci.
Ta noc majowa,
to nocne scherzo…
Dobrze.
To się opłaci.

I

Wiek dziewiętnasty gasł,
jak gaśnie gazowa latarnia na ulicach fabrycznych osad,
wiek maszyn parowych i haseł,
wiek, w którym proletariat nie mógł ziemi wysadzić z posad.

Wiek „Manifestu” Marksa, telefonów i telegrafów,
klęsk Komuny i zwycięstw Bismarcka,
hausse’y i baisse’y,
fortun i krachów.

Rosły przędzalnie Manchesterów i Łodzi,
skakały akcje żelaznych kolei,
a z suteren, z poddaszy, z przedmieść tłum nadchodził
z piersią nagą i z pieśnią nadziei.

Pieśni Pottiera! w krwawej glorii dalej szum pokoleniom!
„Rewolucja – to parowóz historii” – powiedział Marks, zdziałał Lenin.
Wiek dziewiętnasty gasł, jak lampa gazowa w oddali.
Zrodzony wśród walki klas, lat dwadzieścia miał Stalin.

II

Chwała tym, co się nie ulękną historii, jak strasznej bajki!
Życie burzliwe, życie piękne, od Kaukazu do tundry i tajgi!
Ciszo więzienna, kłamiesz! Wrą w głębokościach zaskórne wody.
Zwiastuny burzy własną krwią znaczą drogę swobody.
To nic, że sztandar bojowy padł na demonstrantów w Tyflisie –
iskra, rzucona w Rosję i w świat, nie gaśnie, żarzy się, tli się.
Dziewięćset piąty rok – to próg, Październik – drzwi otwarte.
Szóstą część świata osaczył wróg, chce zdusić Partię.
Partia jest wszędzie, gdzie gniew i ból, gdzie krzywda proletariatu,
i oto świeci, wśród świstu kul, Część Szósta – całemu światu.

III

„Rewolucja – parowóz dziejów”…
Chwała jej maszynistom!
Cóż, że wrogie wiatry powieją?
Chwała płonącym iskrom!

Chwała tym, co wśród ognia i mrozu
jak złom granitowy trwali,
jak wcielona wola i rozum,
jak Stalin.

Przeleciały watahy lotne
białogwardyjskiej konnicy…
Trwał, jak skała samotny,
Carycyn.

Parły niemieckie kolumny,
waliły stalowym gradem,
aż padły pod pięknym i dumnym
Stalingradem.

V

Pędzi pociąg historii,
błyska stulecie-semafor.
Rewolucji nie trzeba glorii,
nie trzeba szumnych metafor.

Potrzebny jest Maszynista,
którym jest On:
towarzysz, wódz, komunista –
Stalin – słowo jak dzwon!

VI

Któż, jak On, przez dziesiątki lat
na dziobie okrętu wytrwał?
Szóstej Części przygląda się świat.
Bitwa.

Tam – bezrobocia, strajki, głód.
Tu – praca. Natchniony traktor.
Tworzy historię zwycięski lud.
Chwała faktom!

Któż, jak On, przez dziesiątki lat
wiódł ludzkość na krańce dziejów?
Jego imię – walczący świat:
nadzieja.

Rewolucjo! – któż wiatr powstrzyma,
kto ziemię zawróci w biegu?
Rewolucjo, tablice praw Rzymu
obalamy od Chin po Biegun!

Rewolucjo! siedemdziesiąt lat
Stalinowych powiewa nad światem.
I rodzi się nowy świat,
świat stary pęka jak atom.

VIII

Miliony ludzi Związku Rad i krajów idących drogą Socjalizmu tworzą świat nowy, niosąc w sercach i na ustach imię STALIN.
Ludowa armia chińska wypędza ze swego kraju przemoc obcą i niewolę pieniądza. Kroczy naprzód z imieniem STALIN.
W Wietnamie, Burmie, na wyspach Malajskich bojownicy wolności, niepodległości i sprawiedliwości walczą przeciw kolonizatorom wołając: STALIN!
Górnicy francuscy trwają w strajkach i wyciągają dłonie na wschód z okrzykiem: STALIN!
Chłopi włoscy zajmują obszarnicze nieużytki i odpędzani gwałtem, wołają: STALIN!
Poeta, wypędzony ze swej ojczyzny za umiłowanie wolności i sprawiedliwości społecznej, piękny poeta chilijski pisze poemat o STALINIE.
Zmiażdżona okrutnie Warszawa dźwiga swe okrwawione cegły tym szybciej z imieniem STALINA.
Wszędzie na świecie, gdzie sięga przemoc pieniądza, bagnet żołdaka i pałka policjanta, ludzie walczą i będą zwyciężali z imieniem STALINA.
Setki milionów ludzi wołają: STALIN! STALIN! STALIN!

Smuga cienia

Posted: 7 grudnia, 2010 in Uncategorized
Tagi: , , , ,

Przeleciał ptak rzucając cień na
otwarte okno, pełne dnia.
Więc tak? Więc znowu dal wiosenna,
a oczom w niebie nie ma dnia?

A ruń! A zieleń! Toż to istna
zagłada w morzu traw i drzew!
Daleko, miła, iść a iść nam
w brzozowy szept, wierzbowy śpiew.

Daleko iść i żyć nam długo.
Minęło życia pół?… No tak…
I właśnie w oknie cienia smugą
przeleciał kracząc czarny ptak.

Soldat inconnu

Posted: 6 grudnia, 2010 in Uncategorized
Tagi: , , , , ,

Byłem zwyczajnym żołnierzem.
Niepotrzebne nikomu nazwisko.
Trup, ziemi wydarty, leżę
przygnieciony ulica paryską.

Rzucili na mnie sztandary,
by nie widzieć śladu od kuli.
Nakryli pierś tortuarem,
twardym kamieniem ulic.

Batalionami ciężko
maszerowali przez piersi,
deptali krzycząc: „Zwycięstwo!”,
przechodzili i dziwili się śmierci…

Słuchajcie, nikt nie zwyciężył!
Zatrzymajcie się w marszu! stańcie!
Zdejmijcie mi z piersi ciężar:
Łuk Triumfalny i Francję!

Ja nie jestem więcej jej synem –
ona krwi, ona męki pragnie.
Przeciw niej stanę z karabinem,
w serce jej wepchnę bagnet!

Podepczcie to serce zimne,
na wiatry rozrzućcie kości –
zaprowadzę was do Francji innej,
do ojczyzny zwycięskiej miłości!

Spacer prehistoryczny

Posted: 6 grudnia, 2010 in Uncategorized
Tagi: , ,

W przedpotopowym ogrodzie,
jeszcze przed zachodem słońca,
paprocie, paprocie bez końca
odbijają się w jasnej wodzie.

Jest tam ptak, którego nazwy
nie mogę przypomnieć z jakiegoś snu,
i ogromną tęczę znalazły
papugi! papugi!
żeby ją snuć!

Cyklopy na koturnach
przechadzają się po bujnej trawie.
(To nie jest noc Walpurgi,
ale prawie.)

Na Drzewie Wiadomości
Dobrego i Złego
drzemie Wąż (poczciwości
gad, nie robi nic złego).

Ale na Jabłoni,
na okrutnej Jabłoni
(czy z jabłek robią alkohol?)
rośnie, rośnie
groźnie, powoli
okrutne słowo: kocham.

Spowiedź

Posted: 6 grudnia, 2010 in Uncategorized
Tagi: , , , ,

Bluźniłem swiatłu.
Przeczyłem nocom.
Dławiłem wiatry
słowem-przemocą.

Krzyczałem gromem.
Płakałem deszczem.
Słowem widomem
zsyłałem wieści.

Słowem-ramieniem
sięgałem nieba.
Słowa-kamienie
zmieniałem w chleby.

Noc nad Kalwarią
głucha i ciemna.
-czy widzisz, Mario,
światłość nade mna?

-To gwiazda świeci,
to świt sie pali –
anioł nie leci
nad Jeruzalem…

-Mario, czy słyszysz?
Ojciec mnie woła!
-Nad miastem cisza…
Cisza dokoła…

-Mario, on kłamie:
w niebie przed jutrznią
gwiazdy gwoździami,
księżyc jest włócznią!

Jakże krew otrzeć
przebitą ręką?…
Nie wracaj, Piotrze-
słowo jest męką!

Ciemność nad głową.
Czas mój już minął.
Skłamałem słowo.
Odpuśćcie winę…

Odpuśćcie winę…

Srebrne i Czarne

Posted: 6 grudnia, 2010 in Uncategorized
Tagi: , , ,

Nie umiałem się zbudzić, nie mogłem
przemocą wyrwać się ze snu –
i oto rosną we mnie te słowa, jak obłęd,
coraz bardziej gorzkie i bolesne.

Wypowiadam je mową zawiłą,
łamanym na łkanie szeptem,
i bolą mnie te słowa dobywane siłą,
i gorzej mi z nimi niż przedtem.

Coraz więcej szaleństwa i krzyku,
i nie ma dla serca pokarmu –
tylko te słowa gniewną, szarpaną muzyką
huczą we mnie jak dzwony alarmu.

Może dziś, może jutro nad ranem,
nim we śnie zbliżysz się ku mnie,
zatrząsnę twoje imię w wierszu obłąkanym
jak w srebrnej i czarnej trumnie.

Szczęście

Posted: 6 grudnia, 2010 in Uncategorized
Tagi: , , , , ,

Rozmyślam coraz częściej
od pewnego wieczoru,
że chyba moje szczęście
jest zielonego koloru.

Więc niech ta zieleń we mnie rośnie
i niech mnie zewsząd otoczy
drapieżnie, zachłannie, miłośnie-
zieleń, jak twoje oczy.

Niechaj mi będzie życie
oceanicznym dnem,
gdzie pływają morskie straszydła
o włosach z wodorostów
– zielone! zielone niesamowicie! –
i gdzie wszytko jest snem.

Przeczytaj tę bajkę, nim uśniesz,
jeśli chcesz.
Szczęście? –
to co dzień dostać jeden uśmiech
i zwrócić jeden wiersz.